Albion – You’ll Be Mine

Obietnice zostały spełnione. Zapowiadany od dłuższego czasu powrót krakowskiej legendy artrocka w niemal oryginalnym składzie stał się faktem. Leży przede mną wydana 22 września najnowsza płyta sygnowana nazwą Albion zatytułowana „You’ll Be Mine”. Ta właśnie płyta odpowiada za wzięcie do niewoli mojej duszy oraz za permanentną okupację mojego odtwarzacza. Od lat jestem orędownikiem talentu Jerzego Antczaka, kibicowałem każdemu wcieleniu Albion oraz zachwycały mnie solowe poczynania Jurka. Jednakże Albion w jego pierwotnej postaci, jaki znany nam jest z pierwszej płyty wydanej 23 lata temu, jest mi najbliższy.
Ten niezwykle interesujący, bardzo klimatyczny album otwiera tajemnicza i pełna mrocznej, niepokojącej przestrzeni kompozycja „Call It A Sin”. Od pierwszych minut tego albumu zachwyca znakomita forma wokalistki Anny Batko. Jej specyficzny i oryginalny śpiew w połączeniu ze doskonałym nagraniem oraz wykonanym w sposób mistrzowski mixem oraz masteringiem dał zaskakujący efekt. Myślę, że sami muzycy są lekko zaskoczeni ostateczną formą swojej pracy. Po dość krótkim i intrygującym wstępie moją duszę w jasyr wzięła kompozycja „Lullaby”. Tytuł zdaje się wskazywać jednoznacznie na senny, akustyczny kawałek, lecz nic bardziej mylnego. To pełna ekspresji i dynamiki kompozycja ujawniająca po raz kolejny kunszt oraz talent lidera i gitarzysty zespołu. Jerzy Antczak posiada nieograniczone zasoby wyobraźni, która pozwala wyzwolić z jego gitary fontannę różnorakich emocji. Jurek nie gra schematami. Wprawdzie jego styl wpisuje się w panteon najwybitniejszych gitarzystów muzyki rockowej, jednak bez trudu usłyszymy w jego muzyce tak rzadko spotykaną dzisiaj pieczęć własnego muzycznego jestestwa. Dla mnie Jerzy jest jednym z najznamienitszych i najbardziej utalentowanych gitarzystów oraz kompozytorów w historii polskiego progresywnego rocka. Utwór trzeci na nowej płycie Albion to „Does Anybody Count”. Muzyczne napięcie wraz z temperaturą całej płyty nie maleją – jest wręcz przeciwnie. Klimat gęstnieje i staje się niezwykle hipnotyzujący. Fundatorem tych muzycznych wrażeń jest wiodąca słuchacza przez cały czas niezwykła gitara. Jej oryginalne brzmienie, niesamowity blask doskonale równoważy nieco mroczny klimat całej płyty. W tej kompozycji pojawia się nowy element w twórczości Albion, czyli sample, tak dobrze znane z solowych albumów Jerzego. Kompozycja „Does Anybody Count” świetnie zabrzmiała na koncercie Albion, który zespół zagrał 22 września w kinie Kijów.Centrum. Był to specjalny koncert na 20-lecie cenionej polskiej oficyny wydawniczej Lynx Music. Pod numerem czwartym napotykamy na „Lady Death”. Jest to kompozycja nieco odmienna od zestawu pierwszych trzech utworów. Natomiast tytułowy „You’ll Be Mine” przywraca emocjonalną równowagę i potęguje wykreowany wcześniej klimat. Nie kryję, że to mój ulubiony fragment tego krążka. Na tle nieco orientalnego tła znowu pojawiają się samplery wraz z przestrzennym śpiewem Ani. Warto w tym miejscu wyróżnić całą dźwiękową strukturę Albion, gdyż przywrócona oryginalna sekcja rytmiczna w składzie Paweł Konieczny – gitara basowa i Rafał Paszcz – perkusja stanowi solidny fundament dla całej płyty. Rafał wprawdzie nie brał udziału w nagraniu debiutu, ale podziwiać jego grę mogliśmy na występach Albion w latach 1996-98. Jerzy Antczak poradził sobie również z brakiem klawiszowca w bardzo prosty sposób. Sam zasiadł za klawiaturami w studio i stworzył niebywale oszczędne i bardzo sugestywne tło nadające tej muzyce niesamowity klimat przywoływany już w tym tekście kilkukrotnie. W odsłonie koncertowej wspomógł zespół Radosław Czapka. Kompozycja „Doubt” połączona z przenikliwym w swojej wymowie utworem „Hell” zakończonym bardzo mocnym i ciężkim w brzmieniu akcentem dopełniają ostatecznie brzmienie całej płyty.
Warto zwrócić uwagę na starannie pielęgnowaną przez cały czas trwania albumu osobliwą atmosferę nowej muzyki Albion. Ani na moment słuchacz nie jest wytrącony przez żaden niepożądany dysonans z przygody, jaką niewątpliwie przeżywa oddając się tej muzyce. Płyta nie jest długa, co powoduje niekończącą się okupację mojego odtwarzacza. Nie jest to bynajmniej jej wadą, wszak niemal wszystkie epokowe dzieła progresywnego rocka nie przekraczają 45 minut. Album tak został pomyślany i ułożony, by w przyszłości znaleźć się na klasycznym, czarnym winylu. Mam nadzieję, że Lynx Music – wydawca owej niesamowitej, piątej w oficjalnej dyskografii płyty Albion – nie pozwoli nam długo czekać na wydanie LP. Zdaję sobie sprawę, że przed debiutem ukazała się jeszcze kaseta „Survival Games”, ale sam zespół traktuje ten materiał jako demo, więc nie wliczyłem tej pozycji do dyskografii. „You’ll Be Mine” to materiał doskonale nagrany. Dysponując dobrą infrastrukturą sprzętu audio bez trudu dostrzeżemy walory dźwiękowe tego albumu.
Drogi czytelniku, polecam Ci ten album z pełną odpowiedzialnością za wypowiedziane wcześniej słowa. Nowej muzyki Albion słucha się z zapartym tchem od początku do końca i ani na moment słuchacz nie pozostaje porzucony przez tę muzykę. Znajdziesz się, drogi czytelniku, wewnątrz tej muzyki, zostaniesz częścią owej przygody, opowieści, w jaką zespół Cię wciągnie, nie pozwalając zapomnieć o swojej muzyce ani na moment. Albion znalazł sposób na nowe otwarcie. Album „You’ll Be Mine” jest swoistą hybrydą tego, do czego zespół zdążył nas przyzwyczaić, jednocześnie proponując dość śmiało nowe brzmieniowe rozwiązania doskonale korespondujące z tym, co tak dobrze znamy. Dla mnie to jeden z najlepszych albumów roku i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jedynym maleńkim minusem tego wydawnictwa jest jego okładka, która nic nie mówi nam o tym, co czeka nas wewnątrz. Zapewne jest to zamysł artystyczny zespołu i nie mnie to oceniać. Lynx Music, wydając nowy album jednego z flagowych swoich zespołów, opakował ją jak zwykle w gustowny digipack. Płyta „You’ll Be Mine” będzie ozdobą zbioru każdego szanującego muzykę kolekcjonera. Obowiązkiem jest posiadać ten album.

ARB
Wrzesień, 2018 r.