W podwarszawskim Legionowie wybrzmiała już piąta edycja festiwalu promującego tę bardziej artystyczną twarz muzyki rockowej. Przedsięwzięcie pod nazwą ProgRockFest, który to od 2015 roku rozbrzmiewa w eleganckiej sali Ratusza Miejskiego wymyślił i zorganizował zakochany w progrockowej muzyce Mikołaj Madejak. O samym festiwalu i jego twórcy pisałem już w poprzednim tekście przy okazji pierwszej edycji tej imprezy, wychwalając tę ciepło przyjętą przez środowisko fanów oraz muzyków inicjatywę. Przez kilka kolejnych lat nie odwiedzaliśmy tego festiwalu głównie ze względu na line-up artystów występujących na legionowskiej scenie. Nie oznaczało to bynajmniej zaniechania promocji tak przyjemnego dla uszu muzycznego pomysłu. Przyglądaliśmy się poczynaniom Mikołaja z wnikliwą uwagą i trzymaliśmy kciuki, podziwiając rozwój tej inicjatywy. Mieliśmy ogromną ochotę wziąć udział w IV edycji festiwalu, jednak na przeszkodzie stanęła nam kapryśna aura. Kiedy Mikołaj ogłosił, że na tegorocznej edycji imprezy wystąpi kanadyjska gwiazda progresywnego rocka – Mystery – stwierdziliśmy, że nie ma innego wyjścia, jak udać się do Legionowa, wszak Mystery bardzo bliskie jest sercu i duszy Rockowej Wyspy i takiej okazji nie można przegapić. Zanim jednak dojdziemy do Mystery, napiszę kilka słów o pierwszym dniu legionowskiej imprezy.
W piątek 5 kwietnia wystąpiła trójka rodzimych artystów. Na wyróżnienie zasługuje krakowska formacja Albion, którą w ubiegłym roku dotknęło zjawisko reaktywacji. Myślę, że warto ciepło odnieść się do koncertu płockiej, wciąż żywej i aktywnej legendy Anamor, która również przebudziła się z dość długiego snu, ofiarując nam ciekawy, drugi w swojej karierze album.
Drugi dzień artrockowej uczty otworzył występ krakowskiej grupy Fizbers. Ciężko mi wyrobić sobie jednoznaczną opinię o tym zespole. Patrząc obiektywnie na poczynania tych bardzo młodych muzyków, śmiało możemy powiedzieć, że jest to grono utalentowanych, solidnych, pracowitych i tryskających zapałem muzyków, przed którymi muzyczny show biznes stoi otworem i czy z Fizbers, czy każdy solo – zrobią oni dużo dobrego dla muzyki. Spełni się to pod warunkiem zachowania zdrowego rozsądku – taką mam nadzieję. Dla mnie prywatnie ta muzyka odbiega od mojego zapotrzebowania na dźwięki i to trochę nie moja bajka. Cóż, nie moja w tym wina, że mam jasno określone poczucie estetyki muzycznej i nie uznaję bezmyślnego klepania się po plecach i chwalenia czegoś, co nie do końca odpowiada moim oczekiwaniom. Niestety, muszę z przykrością stwierdzić, że taka sytuacja kadzenia sobie nawzajem cechuje to liche progowe środowisko tzw. fanów tej muzyki. Nie brnijmy jednak w ten temat i od tego bagienka trzymajmy się z daleka, wszak najważniejsza jest muzyka. Zamykając temat Fizbers powiem, że może kiedyś podejdę jeszcze raz to tej muzyki – na chwilę obecną nie zakiełkowała we mnie miłość do ich twórczości.
Odnoszę wrażenie, iż zupełnie przypadkiem piąta edycja legionowskiego progrockowego festiwalu przebiegała pod znakiem występów zespołów, którym los podarował drugą szansę. Po występie młodych wilków z Krakowa nazywających się Fizbers, sceną zawładnęła lubelska legenda progmetalowego brzmienia Acute Mind. Po prawie dziewięciu latach milczenia zespół stoi u progu wydania swojego drugiego albumu. Koncert Acute Mind został zagrany niebywale profesjonalnie, starannie, z potężną mocą oraz znajomością niuansów będących podstawą relacji między sceną a widownią. Takiego koncertu było mi trzeba. Patrząc i słuchając Acute Mind, wyobraziłem sobie taką sytuację, iż po ich prezentacji pojawi się na scenie brytyjska ikona tego gatunku – Threshold. Na takie porównanie zespół Acute Mind sobie zapracował. To był bardzo udany, fenomenalnie brzmiący, pięknie oświetlony i solidny występ. Brawo chłopaki – tak trzymać i podbijać światowe rynki, gdyż rynek krajowy jest nieco zmurszały.
Nadszedł wreszcie czas na danie główne. Ach, cóż to za niesamowity wieczór. Na scenie legionowskiego Ratusza stanęła współczesna kanadyjska ikona progresywnego rocka – Mystery. Moja prywatna przygoda z muzyką tego zespołu ma swój początek w ubiegłym wieku. Gdzieś, nie pamiętam gdzie, nabyłem dwie pierwsze płyty zespołu na srebrnych krążkach CD i wyemitowałem niezwłocznie tę muzykę w eter, gdyż zawsze to, co kanadyjskie, rozgrzewa moje emocje do czerwoności. Niewątpliwie taki stan rzeczy zawdzięczam zespołowi Rush. Jeśli nie wiecie, jak powinien brzmieć współczesny artrock osadzony mocno w tradycji tego gatunku, a jednak prezentujący świeże, głębokie i soczyste brzmienie kreowane przez profesjonalnych i utalentowanych muzyków, dla których muzyka jest najwyższego rzędu pasją, to zapraszam na występ Mystery gdzieś przy najbliższej okazji. Mystery to byt muzyczny nie z tej ziemi, porównywalny z moimi faworytami z tej szufladki, czyli IQ i Threshold.
Kanadyjska formacja Mystery gościła w Polsce na trzech koncertach w ramach swojej najnowszej trasy promującej prześliczną płytę „Lies And Butterflies” wydaną w połowie 2018 roku na CD przez rodzimą oficynę Unicorn, a na LP przez nasz polski Oskar za sprawą człowieka obdarzonego pozytywnym ADHD – Witolda Andree. Promocja najnowszego wydawnictwa Mystery miała swoje bezpośrednie przełożenie na koncertową setlistę.
Kiedy wybrzmiała kolejny raz starannie przygotowana przez Amaroka reklama festiwalu przedstawiająca sponsorów oraz medialne wsparcie, na scenie stali już przygotowani i skupieni fantastyczni Kanadyjczycy. Atmosfera oczekiwania powoli nasączana była dźwiękami „Delusion Rain”. Wygląda na to, że ta tytułowa kompozycja z albumu wydanego jesienią 2015 roku stała się pewnego rodzaju wizytówką zespołu na wiele lat. Po brawurowym i zarazem bardzo klimatycznym wykonaniu „Delusion Rain” wokalista zespołu Jean Pageau zaanonsował danie główne, czyli album „Lies And Butterflies”. Z tego świeżego krążka Mystery wykonali brawurowo dwie powodujące mrowienie na całym ciele kompozycje: „Something To Believe In” z pełnym uniesień, soczystym gitarowym monologiem, a następnie przejmującą balladę „How Do You Feel”. Po wykonaniu tej kompozycji cała legionowska publiczność wzięta była przez zespół w słodką niewolę prezentowanej przez nich muzyki. Trwając tak w tym uścisku piękna, przenieśliśmy się ponownie do baśni zatytułowanej „Delusion Rain”, by wysłuchać epickiej opowieści o magicznej wierzbie – „The Willow Tree”. To najbardziej rozbudowana, wielowątkowa, a zarazem niepozbawiona wiodącego i bardzo melodyjnego tematu kompozycja z poprzedniego dzieła zespołu. Oparta została ona na brzmieniu gitary akustycznej przeplatanym mocnymi i dynamicznymi, granymi z rozmachem fragmentami, gdzie bezustannie prowadzony jest dialog pomiędzy dwiema gitarami przy wtórze komentujących gitarowe popisy instrumentów klawiszowych. Kompozycja „The Willow Tree” należy do tego rodzaju suit, których konstrukcje ubóstwiam. Mianowicie nie opiera się ona na jednej melodii powtarzanej jak mantra w nieskończoność, lecz – tak jak w przypadku długich kompozycji nagrywanych przez IQ – jest zbiorem tematów starannie ułożonych i dopasowanych do siebie, tworzących zgrabną i nienużąca muzyczną mozaikę. Kolejnym rozdziałem występu Mystery był powrót na album „Lies And Butterflies” za sprawą dynamicznej, lekko jazzującej i odrobinę pokręconej kompozycji „Where Dreams Come Alive”. Warto w tym momencie jasno zaznaczyć, że wszystkie utwory Mystery mimo pewnych różnic, niuansów rytmicznych są bardzo homogeniczne, niezwykle spójne, a ich wyróżniającą cechą jest melodia, której niepokojący deficyt we współczesnym rocku progresywnym dostrzegany jest bardzo wyraźnie. Wróćmy jednak na koncert. Kolejnymi klejnotami z ostatniego krążka „Lies And Butterflies”, jakie Mystery wykonał z wielką pasją dla legionowskiej publiczności, były dwa monumentalne utwory spinające klamrą cały najnowszy album. Usłyszeliśmy kolejno zamykającą płytę, pełną dramaturgii kompozycję „Chrysalis”, a następnie otwierający ten krążek, potężnie brzmiący utwór „Looking For Something Else” z charakterystycznym motywem wykonanym na flecie przez wokalistę zespołu. Po raz kolejny muszę wyrazić zachwyt nad klarownym brzmieniem zespołu, sprawną sekcją rytmiczną (François Fournier na basie i Jean-Sébastien Goyette na perkusji), interesującymi gitarami (Sylvain Moineau i Michel St-Père), ciekawymi klawiszami (Antoine Michaud) i niesamowitą skalą głosu Jeana Pageau. Podstawową część koncertu zespół zamknął nie mniej rozbudowaną od pozostałej reszty kompozycją „A Song For You” z poprzedniej płyty „Delusion Rain”. Podstawowa część koncertu oparta była zatem na repertuarze z dwóch ostatnich krążków zespołu, natomiast bisy to zupełnie inna para kaloszy. Panowie z Mystery sięgnęli głęboko do swojej historii i zaprezentowali rozbudowaną kompozycję „Shadow Of The Lake” ze swojej drugiej płyty „Destiny” wydanej w 1998 roku, a na sam koniec wybrzmiał mocny, bardzo motoryczny kawałek „The Preacher’s Fall” zamykający wydany w 2007 roku album „Beneath The Veil Of Winter’s Face”, będący udanym powrotem zespołu Mystery po kilkuletniej przerwie z Benoit David w roli wokalisty, który znany jest również z tego, iż zasilił formację Yes na albumie „Fly From Here”.
Panie i panowie, cóż to był za piękny wieczór muzycznych uniesień i przeżyć. Trudno to opisać. Najprościej rzecz ujmując napiszę, że lubię właśnie taką estetykę artrocka, takie, a nie inne brzmienie, melodie oraz gatunek i styl muzyczny, jaki prezentuje Mystery. Słuchałem i oglądałem ten występ z wypiekami na twarzy oraz mocno bijącym sercem i wysokim ciśnieniem krwi od nadmiaru muzycznych wrażeń. Cieszę się, że mogłem przeżyć to właśnie na tej znakomicie brzmiącej sali. Bo trzeba podkreślić, że organizatorzy dołożyli wszelkich starań, by V ProgRockFest nagłośniony był profesjonalnie i nie ranił uszu, jak to bywa przy wielu imprezach, o których nawet nie chce mi się pisać.
Zespół Mystery był bez wątpienia najjaśniejszą gwiazdą tegorocznego festiwalu rocka progresywnego w Legionowie. Mam nadzieję, że zobaczymy jeszcze tych niezwykle utalentowanych Kanadyjczyków na krajowych rockowych scenach. Cieszę się, że formacja Mystery jest obecna na polskim i europejskim rynku pod postacią płyt winylowych, CD, a także może koncertować w Polsce. Dzięki występowi Mystery sobotni wieczór spędzony w Legionowie zaliczam do bardzo udanych. Oby więcej takich muzycznych inicjatyw w tym miejscu.
ARB
Kwiecień, 2019 r.