Mostly Autumn – Sight Of Day

Zastanawiam się, czy starczy mi wyobraźni, by opisać całe piękno muzyki zespołu Mostly Autumn. Ową nieziemską aurę, jaką wokół roztaczają muzycy tej szkockiej formacji, opisywałem niejednokrotnie. Jeszcze częściej opowiadałem o mojej głębokiej miłości do tych dźwięków w moich audycjach, ilustrując te wyznania muzyką. Nie spodziewałem się jednak, że swoim nowym albumem Szkoci aż tak mnie zachwycą i zaczarują.
Nie chcę się bawić w żadne literackie wynurzenia lub rozbudowane słowo wstępne. Wypalę z grubej rury na samym początku, że „Sight Of Day” to najlepszy album tej formacji. W mojej ocenie to jedna z najważniejszych płytowych pozycji 2017 roku. Nie spieszyłem się z napisaniem tekstu o tym albumie, gdyż doszedłem do wniosku, że recenzje pisane tuż po ukazaniu się płyty lub nawet przed jej wydaniem wydają mi się mało obiektywne i nieszczere. Przestałem się spieszyć. Te wszystkie lata mojej dziennikarskiej aktywności nauczyły mnie dużego dystansu do omawianej muzyki. Dlatego wolałem wsłuchać się dogłębnie w „Sight Of Day” i dopiero teraz napisać coś dla stałych odbiorców moich myśli i wrażeń napędzanych muzyką.
Bryan Josh, lider i mózg tego muzycznego przedsięwzięcia, przy współpracy wieloosobowej załogi, wymyślił bardzo esencjonalną, homogenicznie brzmiącą muzykę przepełnioną wszystkimi rodzajami dźwiękowych barw, jakie przewijały się dotychczas w twórczości zespołu. Na „Sight Of Day” odnajdziemy wszystko, czego po brzmieniu Mostly Autumn możemy się spodziewać: długie kompozycje przepełnione nostalgicznymi solami gitarowymi, przeszywająca na wskroś tęsknota oraz bliżej nieokreślony, snujący się smutek. Cały ten nastrój kreowany przez zespół stworzony został za pomocą solidnych rockowych kompozycji nagranych w bezkompromisowy sposób. Cennym skarbem tej płyty jest jej prostota i szczerość, o którą bardzo trudno we współczesnej muzyce. Można rzec, że występuje ona w znikomym procencie. Prócz tych rozbudowanych, snujących się kompozycji, klimat tego albumu przełamuje kilka krótszych, dynamicznych, lekko popowych utworów. Słowo „popowych” bynajmniej nie zostało użyte pejoratywnie. Kolejną zaletą tego albumu jest jego muzyczna i brzmieniowa równowaga. Słuchając „Sight Of Day” mam wrażenie, iż jestem w środku krainy mlekiem i miodem płynącej, gdzie panuje idealna harmonia granej właśnie muzyki z jej odbiorcą.
Album otwiera rozbudowana, wielowątkowa i niezwykle melodyjna kompozycja tytułowa „Sight Of Day”. Wielokrotnie przeżywałem momenty pełne uniesień za sprawą ujmujących solówek gitarowych Bryana Josha, jednak gitara, jaką usłyszałem w tym utworze, przeszyła mnie do szpiku kości. Jest to przepiękny gitarowy pasaż, ciągnący się niespiesznie wzdłuż środkowej części utworu. Jestem przekonany, że potrafi on wzruszyć nawet najtwardszego odbiorcę. W tym miejscu nadmienić trzeba, że gra Bryana nie nosi znamion popisów zręcznościowych, jest raczej wyrazem stanu emocji muzyka oraz podkreśla dramaturgię kompozycji, będąc przy tym jej nierozerwalnym elementem. Całościowo rzecz ujmując – skrzy się od jasnych i ciepłych brzmień gitary na całej przestrzeni tego materiału. Odnoszę wrażenie, że Bryan Josh gra na tym wydawnictwie najlepiej w swojej dotychczasowej karierze. Złośliwi i maluczcy dziennikarze czepiają się, że brzmienie i styl Josha przypomina Ritchie’ego Blackmore’a i Davida Gilmoura. Pewnie tak jest, ale czy taki stan rzeczy można poddawać jakiejkolwiek ocenie? Ja nazywam to sztafetą pokoleń.
Mimo iż cały materiał trwający 73 minuty i 33 sekundy jest niebywale spójny i bardzo równy, to niektóre kompozycje zasługują na wyróżnienie. Pod numerem pięć ukryty jest „Changing Lives”. Niezwykle dynamiczny utwór zaśpiewany przez drugiego gitarzystę zespołu Chrisa Johnsona przełamuje pełen jesiennej nostalgii klimat albumu. A zaraz po tym dość frywolnym, niosącym pewne znamiona przeboju utworze, temperaturę podtrzymuje „Only The Brave”. Przez moment towarzyszyło mi uczucie deja vu oraz kołatało się w głowie pytanie – czyżby Gary Moore? Odważny gitarowy riff podkreślony dudami Troya Donockleya nadaje tej kompozycji wyjątkowy smak. Jest czymś w rodzaju ekstra przyprawy. Te dwa fragmenty płyty na moment wyrywają słuchacza z jesiennej drzemki, by po chwili wtrącić go w jeszcze głębszy sen, odurzyć zapachem dojrzałych owoców, runa leśnego i drzew. Rozbudowaną kompozycję „Tomorrow Dies” cechuje typowy dla Mostly Autumn nastrój – nieco podniosły, z nutą lekkiego dramatyzmu. Na albumie odnajdziemy także obraz późnej jesieni, tej szarej, zakatarzonej, deszczowej i okrutnie tęsknej. To wszystko niesie ze sobą utwór „Raindown”. Nie kryję, że pokochałem go najbardziej. Piękny i przejmujący śpiew Olivii Sparnenn-Josh za każdym razem porusza moim wnętrzem niezależnie od pory dnia, w której jej słucham.
Bardzo proszę nie bać się tej przywoływanej przeze mnie jesiennej melancholii, jaką niesie muzyka Mostly Autumn. Zapewniam, że to uczucie smutku nie jest w żadnym stopniu destrukcyjne, jedynie jeszcze bardziej uwrażliwia słuchacza oraz otwiera na drugiego człowieka. Słuchając tej muzyki, prócz owego snującego się smuteczku możemy poczuć, że ten album powstał z lawiny miłości i olbrzymi ładunek tego uczucia wypływa w każdej sekundzie jego słuchania.
Jak zwykle zespół przygotował wersję specjalną swojego nowego wydawnictwa. Dwupłytowa edycja „Sight Of Day” nasyca jesienny obraz świata dodatkowymi minutami. Dokładnie 35 minut i 14 sekund dłużej posiadacze podwójnego wydawnictwa mają możliwość trwać w tym osobliwym śnie. Panuje opinia, może i poniekąd słuszna, że te wszystkie dodatkowe płyty niosą ze sobą jedynie ciekawostki, niedopracowane kompozycje, z którymi zespół nie do końca wie co zrobić, czasem dostajemy na takim bonusowym dysku fragment koncertu albo akustyczną sesję bądź inne wersje kompozycji znanych z podstawowego krążka. W przypadku „Sight Of Day” jest zupełnie inaczej. Mostly Autumn ofiarowuje nam siedem pełnowartościowych utworów stanowiących spójną całość z zasadniczym materiałem. A utwór „July” to wyjątkowo błyszcząca perła w tym zestawie. Trzeba otwarcie przyznać, że kompozycje Mostly Autumn nie są zbyt skomplikowane, raczej dominuje w nich prosty przekaz dość łatwo przyswajalny przez przeciętnego słuchacza. Mimo to owe piosenki są zarazem bardzo głębokie w swojej wymowie rozpościerają pełen wachlarz przeróżnych emocji. Potrafią na tyle zauroczyć odbiorcę, iż ten będzie sięgał po nie wielokrotnie. Choć są proste, ale niebanalne.
Nie chcę popaść w banał i sztampę, ale zaryzykuję stwierdzenie, że „Sight Of Day” to najbardziej spójny i dojrzały album Jesiennych. Mam wrażenie, że zespół wspiął się na wyżyny, dotknął niebios. Wszystko na tym albumie pasuje do siebie: starannie dobrane kompozycje, odpowiednio ułożone, aranżowane wyjątkowo pieczołowicie, a realizacja materiału zadowoli najbardziej wybrednego audiofila. Narasta we mnie wrażenie, że jest to najciekawsza płyta Mostly Autumn. Dodam jeszcze, że bardzo podoba mi się okładka i cała szata graficzna limitowanej edycji „Sight Of Day”.
Na koniec może kilka słów o załodze, która odpowiedzialna jest za ten niewątpliwy artystyczny sukces. Na pierwszym planie zaznacza swoją obecność Bryan Josh – gitarzysta, klawiszowiec, kompozytor, aranżer, wizjoner, producent materiału oraz serce i mózg Mostly Autumn. Kolejna ważna postać to Olivia Sparnenn-Josh. Zastąpiła ona poprzednią wokalistkę Heather Findlay w 2011 roku. Zdecydowana większość fanów była zaniepokojona tym faktem. Po latach widać, że Olivia jest zdecydowanie lepszą wokalistką, dysponującą czystym, jasnym głosem. Mnie najzwyczajniej zachwyca swoim śpiewem. Olivia i Bryan są od jakiegoś czasu małżeństwem i chyba słychać to także w muzyce. Warto dodać, że Mostly Autumn byli specjalnymi gośćmi na ubiegłorocznych koncertach Rainbow. Bryan Josh i Ritchie Blackmore są w zażyłej przyjaźni. Reszta załogi: Chris Johnson gra na gitarze, klawiszach i śpiewa, Iain Jennings od początku istnienia zespołu szaleje na wszelkiego rodzaju klawiaturach oraz jest odpowiedzialny za brzmienie organów Hammonda, Angela Gordon – flety oraz inne szkockie dmuchawce, śpiewa także w chórkach – jest z zespołem od zarania dziejów z niewielkimi przerwami, Andy Smith niemal od samego początku Mostly Autumn łoi z niezmienną energią na basie, a za zestawem perkusyjnym zasiada Alex Cromarty.
Najnowszy materiał Mostly Autumn ubogacają swoją obecnością niesamowici goście, tacy jak niezwykły Troy Donockley odwiecznie dujący w dudy, fujarki, flety i inne temu podobne dmuchane instrumenty oraz Anna Phoebe grająca na skrzypcach. Obydwoje uświetniają swoją grą kompozycje „Only The Brave” i „Raindown”. Warto pamiętać, że Troy Donockley kiedyś zasilał także szeregi zaprzyjaźnionego z „Jesiennymi” zespołu Iona. A na niektórych starszych albumach Mostly Autumn wymieniany był jako równoprawny członek zespołu. Jakkolwiek by tego nie nazwać, Troy od zawsze związany jest z brzmieniem zespołu Mostly Autumn.
Album „Sight Of Day” wyprodukowany został przez Bryana Josha oraz cały zespół, a wydany został przez Mostly Autumn Records w marcu 2017 roku. Wydawnictwo to muzycy powołali do życia dwanaście lat temu. Od tamtej pory zespół cieszy się niezależnością i wolnością twórczą, co bardzo wyraźnie rzutuje na muzykę oraz wizerunek zespołu.
Nie potrafię bez emocji opowiadać o muzyce Mostly Autumn. Każdy ich nowy album pozostaje obecny w moim odtwarzaczu przez bardzo długi czas. „Sight Of Day” jest na pewno godną polecenia płytą i jedną z najciekawszych pozycji w ubogiej niestety ofercie tzw. rocka progresywnego, który zamiast być alternatywą dla zgrzytliwej oferty muzycznej wszystkich stacji radiowych, stał się niestrawną hybrydą wszystkich możliwych gatunków muzyki graną szybciej od prędkości światła. Tym bardziej warto docenić takie albumy jak najnowsze dzieło Mostly Autumn.

ARB
Wrzesień, 2017 r.