Deine Lakaien – Warszawa, Progresja Music Zone 22.02.2015

„Dobry wieczór Warszawo, jesteśmy Deine Lakaien”. Tymi słowami Alexander Veljanov przywitał grono oddanych wielbicieli twórczości tego wyjątkowego bytu muzycznego. Tego prawie już wiosennego lutowego niedzielnego wieczoru spełniło się moje pragnienie obcowania na żywo z muzyką, którą zwykle celebruję w domowym zaciszu, czasem tylko dzieląc się tą radością ze słuchaczami moich programów radiowych. Tak się szczęśliwie złożyło, iż w 1988 roku na giełdzie płytowej w Bydgoszczy trafiłem na nowiutki, wydany w 1986 roku debiutancki winylowy album nieznanego mi wówczas duetu z Niemiec – Deine Lakaien. Kombinat mych zmysłów odpowiadających za odbiór, przetwarzanie, a w konsekwencji za przeżywanie muzyki, działał i dzięki Bogu wciąż działa na wielu równoległych płaszczyznach. Jedna z tych platform z lubością asymiluje dźwięki z pogranicza muzyki klasycznej, eksperymentalnej, momentami awangardowej, a także elektronicznej. Dlatego też duet Deine Lakaien spełnia to moje skryte, a zarazem ogromne zapotrzebowanie na muzykę poruszającą najczulsze struny mojej wrażliwości. Jedyna w swoim rodzaju charyzmatyczna osobowość, jaką jest Macedończyk z pochodzenia, wyglądający trochę jak młody hrabia Dracula, wokalista Alexander Veljanov i jego wyjątkowy, niezwykle oryginalny, po prostu piękny głos oraz niebywale wyjątkowa paleta dźwięków tworzona przez Ernsta Horna, dają w efekcie duet niepodlegający jakiejkolwiek klasyfikacji, niedający się wtłoczyć w żadne sztucznie wymyślone gatunki. Nie bez znaczenia jest miejsce i czas, w którym zetknąłem się z Deine Lakaien, gdyż w owych czasach dość mroczne miasto Bydgoszcz postrzegane było jako kolebka tzw. muzyki niezależnej, mrocznej, nowofalowej. Wchodząc w ten bardzo intymny świat stworzony przez Deine Lakaien, który stał się również moją prywatną przestrzenią, marzyłem o naturalnej konfrontacji tej muzyki rodzącej się na scenie z moją wyobraźnią, jaką zbudowałem słuchając po tysiąckroć ich płyt.
Banalne pisanie w stylu: kto nie był – niech żałuje, byłoby najzwyczajniej nietrafione. Nie było to wielkie multimedialne show, gdzie cała ta kolorowa i błyskająca efektami otoczka jest często ważniejsza niż sama muzyka. Spotkanie z Deine Lakaien na żywo to indywidualne przeżycie dla każdego słuchacza. Zdumiewająca jest łatwość, z jaką Alexander Veljanov buduje bezpośrednią relację pomiędzy nim a każdym widzem z osobna. Nieistotne jest ile osób zgromadzi się na widowni, czy będzie to duży festiwal, czy kameralny klubowy koncert. Veljanov od pierwszych sekund bierze nasze serca i dusze w słodki jasyr, by władać nimi bez reszty przez całe to muzyczne misterium, a także długo po jego realnym zakończeniu. Nie inaczej było również w warszawskim Klubie Progresja Music Zone 22 lutego 2015 roku. Zespół przyjechał do Warszawy na koncert będący ukoronowaniem trasy „Crystal Palace Tour” promującej ich ostatnie studyjne arcydzieło.
Dla mnie osobiście było to jedno z najbardziej wyjątkowych przeżyć koncertowych w moim życiu. Uwielbiam takie koncerty, gdzie najważniejsza jest muzyka, jej brzmienie, smak, treść, emocje, kiedy jestem świadkiem ponownych narodzin sztuki, która wydaje mi się doskonale znana, a jednak odkrywam jej urok na nowo. Na występie Deine Lakaien mojej uwagi nie przykuwało prowokacyjne zachowanie muzyków, ani też wielki ekran zawieszony nad sceną. Nic takiego nie było. Ten koncert był czymś w rodzaju muzycznego misterium, którego wyjątkowy charakter był spotęgowany przez perfekcyjnie ustawioną i starannie dobraną oprawę świetlną. Światła na koncercie Deine Lakaien odgrywały swoistą rolę na scenie niczym niemy aktor, akcentując swoją obecnością dramaturgię zawartą w muzyce, pokazując dyskretnie każdego z muzyków. Alexander Veljanov jest artystą zjawiskowym. Został on stworzony do tego, by żyć na scenie. Alexander nie jest jedynie zwyczajnym wokalistą, który tylko śpiewa czysto i bez żadnego, choćby najmniejszego fałszu, ale także prowadzi doskonały dialog z publicznością, zdobywając niemal natychmiast jej bezgraniczne zaufanie. Jako teatrolog, Alexander podkreśla dramaturgię tekstu aktorskimi umiejętnościami. Sugestywna mowa ciała, rąk, mimika, kontakt wzrokowy z widzem – to wszystko stawia go w świetle scenicznych reflektorów nie tylko w pozycji zwykłego wokalisty, ale aktora najwyższej próby, grającego swoje kwestie w sposób mistrzowski. No i ten głos… Czysty, głęboki, mocny jak najszlachetniej odlany spiżowy dzwon. Zachwytom nie ma końca. Ernst Horn krzątający się pomiędzy swoimi urządzeniami elektronicznymi, klawiszami, generatorami dźwięku itp. pełen zapału oraz emocjonalnego zaangażowania oddaje się bez reszty pasji wykuwania majestatycznych, pięknych oraz nieziemsko intrygujących i oryginalnych muzycznych kształtów, jakie powstają w jego elektronicznej sztolni. Sprawia wrażenie lekko niezainteresowanego publicznością, jednak utrzymuje z nią dyskretny kontakt. Obu artystom towarzyszą jeszcze dwaj instrumentaliści – perkusista oraz gitarzysta. Ich obecność na scenie nie jest bynajmniej zbyteczna. Uszlachetniają oni swoją grą brzmienie Deine Lakaien. Wszystko to, co usłyszałem, zobaczyłem i staram się opisać, sprawiło, że był to koncert zjawiskowy i olśniewający całym swoim niewypowiedzianym pięknem. W tym miejscu chciałbym wyrazić słowa uznania dla akustyków pracujących w ekipie Deine Lakaien. Przyznam szczerze, iż obawiałem się trochę o tę stronę występu zespołu. Okazało się jednak, że dźwięk był na najwyższym poziomie: selektywny, zrozumiały i strawny dla uszu, nie ranił, wręcz przeciwnie – koił uszy każdym najdrobniejszym szczegółem. Jako audiofil oraz wielbiciel analogowego brzmienia dobrej płyty winylowej, czasem mam pod tym kątem zbyt wygórowane wymagania. Okazuje się, że i tę moją fanaberię Deine Lakaien potrafią zaspokoić. Czyż to nie jest wyjątkowe?
Spis wszystkich utworów zamieszczę na końcu tekstu. W tym miejscu chciałbym jedynie nadmienić, iż jako wieloletni adorator twórczości Deine Lakaien nie byłem w żaden sposób zawiedziony z zaproponowanego przez zespół zestawu swoich kompozycji. Oczywiście, że zawsze będzie taka sytuacja, w której czegoś komuś zabraknie. Ktoś krzyknie tu i ówdzie z sali: „Dark Star” albo „Forest”. Jako meloman też pragnąłem usłyszeć swoje ulubione utwory takie jak np. „The Mirror Man”, „Ulysses”, „Lonely”, „Kiss” czy „The Game”. Nie można mieć wszystkiego. Paradoksalnie, pozostający w sercu lekki niedosyt potęguje tylko ogrom przeżyć, jakich doznała muzyczna strona mego jestestestwa, czyniąc ze spotkania z Deine Lakaien niewyczerpywalny zdrój niesamowitych wspomnień. Ogromnie jestem rad z faktu, iż obok materiału z ostatniej płyty oraz wielu klasycznych tematów takich jak choćby „Return”, „In To My Arms”, „Over And Done” czy nieśmiertelnego „Love Me To The End”, zespół sięgnął do nagrań z albumu „Indicator” z 2010 roku. Mam takie wrażenie, że ten krążek prześlizgnął się bokiem, lekko niezauważony i niedoceniony, a to przecież duża porcja ze wszech miar interesującej muzyki.
Kilka ciepłych słów chciałbym napisać o formacji rozgrzewającej publiczność przed głównym daniem tego wieczoru. Występ Deine Lakaien ozdobił swoją obecnością niezwykły duet God’s Bow tworzony przez wokalistkę Agnieszkę Kornet oraz kreatora brzmień Krzysztofa Pieczarkę – KeyP. Pochodzą ze Szczecina, lecz od piętnastu lat mieszkają na terenie Niemiec. Działają na rynku muzyki elektronicznej z ogromnym powodzeniem od 1997 roku. Ich związki z Deine Lakaien nie są przypadkowe. Otwierali już ich występy podczas trasy „White Lies Tour 2002”. Koncertowali także z takimi ikonami zimnych elektronicznych klimatów jak holenderski Clan Of Xymox i kanadyjski Psyche, a także niemiecki Garden Of Delight. Muszę przyznać, że był to w pełni udany koncert. Zespół promował swoją ostatnią znakomitą płytę „Tranquilizer”. Agnieszka i Krzysztof dali krótki, ale klimatyczny, pełen emocji i uroczo brzmiący koncert. Jestem pełen uznania i szacunku. Po koncercie udało mi się zamienić z nimi kilka słów. To sympatyczni, a zarazem znający swoją wartość artyści.
Ten niedzielny wieczór 22 lutego 2015 roku długo jeszcze rozbrzmiewać będzie w mojej świadomości i raczej nic nie zdoła zatrzeć go w pamięci. Upływający czas jedynie utrwali jego piękno zamknięte na zawsze pod powiekami. Dla takich chwil warto zostać wampirem i żyć wiecznie. Tyle przeżyć, emocji, które narastały przez lata z każdą nową płytą Deine Lakaien, tyle wieczorów spędzonych w radiowym studio na dzieleniu się ze słuchaczami tą nietuzinkową muzyką, osiągnęło tego wieczoru swoją kulminację. Po latach rozkoszowania się tą muzyką w domowym zaciszu, rozkochiwania się w niej do nieprzytomności i trwania w tym miłosnym uścisku jak w transie, wreszcie stanąłem twarzą w twarz z jej twórcami i nie zawiodłem się. Mogę powiedzieć, że sen się spełnił, ale nie ma po nim smutku spełnionej baśni, jak w wielu przypadkach tego typu. Nie prysnęło zaklęcie odsłaniające jakąś gorzką prawdę. Jest zupełnie odwrotnie. Wszystkie te uczucia, o których jedynie zdawkowo napisałem, zostały dopełnione. Mam poczucie szczęścia – szkoda, że tak rzadko się to zdarza. To był jedyny taki i niepowtarzalny wieczór. Czy jeszcze kiedyś się taki zdarzy – nie wiem i nie chce wiedzieć. Brak mi słów, by opisać to niczym niezmącone piękno. A oto program koncertu:
1. Colour-ize
2. Reincarnation
3. Into My Arms
4. Fighting The Green
5. Over And Done
6. Where You Are
7. Nevermore
8. Gone
9. Europe
10. Return
11. Where The Winds Don’t Blow
12. Overpaid
13. The Ride
14. Farewell
I Bis:
15. Crystal Palace
16. Forever And A Day
17. Love Me To The End
II Bis:
18. Manastir Baroue
19. Pilgrim

ARB
Luty, 2015 r.