Drogi mój czytelniku, jeżeli wydaje Ci się, że klasyczny hardrock jest już tylko echem odległych czasów, to koncert Dona Airey wraz ze zespołem jest zaprzeczeniem tej tezy. Zagorzali zwolennicy klasycznego rocka, którzy wzięli udział w sobotnim koncercie tego niezwykle kreatywnego i płodnego artysty, przekonali się o tym osobiście.
Don Airey to człowiek instytucja, a przy tym okazał się być niezwykle i ciepłym oraz skromnym człowiekiem, z którym każdy chce współpracować. Lista artystów, z którymi współtworzył, jest imponująca. Wymienianie wszystkich jest wręcz niemożliwe, jednak dla przypomnienia podam kilka nazw i nazwisk: Colosseum II, Black Sabbath, Rainbow, Ozzy Osbourne, Gary Moore, Whitesnake, Judas Priest – i to jeszcze nie koniec. To właśnie Don zastąpił Jona Lorda w Deep Purple i z powodzeniem wtopił się w styl Głębokiej Purpury, stając się jednocześnie współtwórcą ostatnich sukcesów artystycznych zespołu. Rozmowa z Donem Airey to czysta przyjemność, czego dowodem była zorganizowana przez Klub Progresja Music Zone konferencja prasowa z udziałem artysty. Don udzielał wyczerpujących odpowiedzi na zadawane pytania oraz fantastycznie opowiadał. Na pytanie dotyczące inspiracji muzyką klasyczną odpowiedział, że nie rozumie, dlaczego ciągle jest o to pytany – przecież wszystko zaczęło się od bluesa. Zapytany czy woli grać w małych klubach, czy w dużych salach, Don stwierdził, że „każdy zaczynał w małych klubach”, bardzo konkretnie i na temat, bez zbędnej filozofii.
Na scenie Don Airey wraz ze swoim zespołem zaprezentował się wybornie, jak przystało na muzyka z tak ogromnym dorobkiem. Dźwigając na sobie ciężar ponad osiemdziesięciu płyt, w których powstaniu wziął udział, zagrał tego wieczoru przecudnej urody koncert, rozpościerający w mojej głowie przebogaty wachlarz wspomnień głównie z czasów młodości. Don wraz ze swoimi genialnymi instrumentalistami przespacerował się przez dorobek Rainbow, Deep Purple, Gary’ego Moore’a, Whitesnake. Uzupełnił ten repertuar własnymi kompozycjami pochodzącymi z jego dwóch ostatnich solowych płyt: „All Out” i „Keyed Up”. Była to dawka bezkompromisowo zagranego hardrocka bez zbędnych ozdobników, fałszywych nut oraz mezaliansu ze współcześnie obowiązującymi kanonami brzmienia, które w żaden sposób mi nie smakuje. Wyznam, że trochę bałem się tego koncertu, myśląc, iż Don zacznie popisywać się swoimi umiejętnościami technicznymi, prezentując na żywo przegląd różnorakich technik kompozytorskich oraz aranżacyjnych. Na szczęście moje obawy okazały się płonne. Nadmiernej eksploatacji i zajeżdżania organów Hammonda nie było, w zamian za to otrzymaliśmy od Mistrza prawdziwą perłę nad perłami. Oto po 22 latach po raz pierwszy usłyszałem na żywo pełną wersję purplowego klasyka „Child In Time”. Ostatni raz Deep Purple w takiej postaci prezentował ten utwór na trasie The Battle Rages On Tour ‘93. Osobiście byłem świadkiem tego wykonania na koncercie w Zabrzu 31.10.1993 roku. Muszę stanowczo podkreślić, iż nie jestem obiektywny w ocenie dorobku Deep Purple, Rainbow, jak też Gary’ego Moore’a. Mam do tej muzyki stosunek bardzo osobisty i niezwykle emocjonalny. Jednakże zdobywając się na odrobinę obiektywizmu stwierdzam, że wykonanie tego pomnikowego dzieła z historii światowego rocka przez zespół Dona Airey było nieziemskie. Na koncercie aż iskrzyło od emocji wraz z każdym zagranym tematem. Myślę, że nie ma większego sensu opisywanie każdego z utworów. Są one tak dobrze znane szanownemu gronu wielbicieli hardrocka, iż poddawanie ich ponownemu opisowi oraz ocenie jest zbyteczne.
Drogi czytelniku, jeżeli zakochany jesteś w szczerym, ciepłym, dynamicznym i bardzo emocjonalnym klasycznym rocku, to był właśnie koncert dla ciebie. Jeśli przegapiłeś tę prawie dwugodzinną dawkę energetyzującego hardrocka, to masz czego żałować. Był to także kolejny koncert, na którym główną rolę odgrywała muzyka. Żadnych dodatkowych rozpraszających słuchacza efektów. Wielopokoleniowa publiczność zgromadzona na koncercie była niewątpliwie współautorem tej osobliwej atmosfery, jaką stworzył hardrockowy architekt wraz ze swoim fantastycznym zespołem.
Na scenie u boku Dona Airey, który szalał na instrumentach klawiszowych wystąpili również: Laurence Cottle (Eric Clapton) grający na gitarze basowej, genialny gitarzysta Simon McBride potrafiący w zależności od potrzeb wykreować właściwe dla prezentowanego utworu brzmienie, Darrin Mooney (Primal Scream, Gary Moore) zasiadł za zestawem perkusyjnym oraz Carl Sentance (Persian Risk, a obecnie Nazareth) śpiewając w sposób mistrzowski zjednał sobie publiczność. Nie był to może koncert wielki czy wybitny, ale z pewnością pełen emocji, wspomnień. Jestem pewien, że niejednemu ze zgromadzonych na sali uczestników tego wydarzenia zakręciła się łezka w oku, kiedy usłyszał „Eyes Of The World”, „Still Got The Blues”, „Is This Love” czy wspomniany wcześniej „Child In Time”, a gonitwy wspomnień kłębiły się w głowie bez końca. Warto bywać na takich koncertach, gdyż ze smutkiem stwierdzam, iż jest ich coraz mniej. A oto cała setlista odpowiedzialna za owe wspomnienia, jakie zafundował nam tego wieczoru czarodziej klawiatur Don Airey i jego Band:
1. Eyes Of The World (Rainbow)
2. 3 In The Morning (Don Airey)
3. No Time To Lose (Rainbow)
4. Is This Love (Whitesnake)
5. Back On The Streets (Gary Moore)
6. Still Got The Blues (Gary Moore)
7. Fire (The Jimi Hendrix Experience)
8. Child In Time (Deep Purple)
9. The Way I Feel Inside (Don Airey)
10. Difficult To Cure (Rainbow)
11. Brandenburg#3 – Over The Rainbow
12. All Night Long (Rainbow)
13. Lost In Hollywood – A Light In The Black (Rainbow)
I Bis:
14. Since You Been Gone (Russ Ballard)
15. Black Night (Deep Purple)
II Bis:
16. Bad Girl (Rainbow)
ARB
Marzec, 2015 r.