MiniProgRockFest – Legionowo, Sala Widowiskowa Ratusza Miejskiego 28.03.2015

Drogi czytelniku. Chciałbym zadać Ci pytanie. Czy trafiłeś kiedyś na koncert, na którym w estetycznie wyglądającej przestronnej sali, usadowiony w wygodnym pluszowym fotelu, mogłeś oddać się bez reszty muzyce płynącej ze sceny? Czy uczestniczyłeś w takim wydarzeniu, na którym piwny bar nie jest priorytetem, a delikatnych i nastrojowych dźwięków nie zakłóca zgrzyt deptanych plastikowych kubków lub brzęk pustych butelek wrzucanych pospiesznie w skrzynki przez obsługę baru? Jeśli nie, to zapraszam do Sali Widowiskowej Ratusza Miejskiego w Legionowie. Przestronne, jasne i funkcjonalne pomieszczenia tego budynku pozwalają na to, by takie imprezy jak sobotni MiniProgRockFest mogły się tam z powodzeniem odbyć. Na mapie moich koncertowych wędrówek w poszukiwaniu nietuzinkowej muzyki, jaka może zrodzić się na scenie dając naturalną strawę duchową mojemu jestestwu, mogę zaznaczyć (mam nadzieję, że na stałe) Legionowo i owo wymienione wcześniej wydarzenie, które zwołało liczną rzeszę wielbicieli najszlachetniejszej z odmian muzyki rockowej, jaką jest rock progresywny.
Pomysł na MiniProgRockFest zrodził się w głowie pasjonata oddanego muzyce artrockowej – Mikołaja Madejaka. Jego marzeniem było stworzyć w swoim mieście festiwal skupiający jak w soczewce wykonawców oraz oddanych miłośników artrocka z całego kraju, gotowych przyjechać z najdalszych zakątków, by posłuchać ulubionych artystów w komfortowych warunkach, jednocześnie spotykając się z nimi jak też ze sobą, wymieniając opinie i poglądy. To co innego niż anonimowe pyskówki w sieci.
Rozmawiając z Mikołajem przed mającym się odbyć festiwalem szybko zorientowałem się, że mam do czynienia z pozytywnie nakręconym pasjonatem o otwartym i jasnym umyśle, mądrym, zdecydowanym na działanie człowiekiem. Jego marzenia i fantazja oraz niebywała zdolność zjednywania sobie sojuszników gotowych zawierzyć jego wizji przyczyniły się do jej realizacji. Po kilku telefonicznych rozmowach z organizatorem nabrałem absolutnej pewności, że ten pomysł wypali. Intuicja i niemal dziecięca wiara w ludzi tym razem mnie nie zawiodły. Swoją wizję artrockowego spotkania muzyków oraz fanów Mikołaj zrealizował perfekcyjnie pod każdym względem. Każdy, kto choć raz podjął się organizacji koncertu, doskonale wie, jak trudne logistycznie jest takie przedsięwzięcie. Organizator jest świadom tego, iż konieczna jest dobra współpraca z mediami oraz rozsądna, nie nachalna, ale dokładnie wycelowana w potencjalnych odbiorców promocja. Dlatego też efekt tych prac zrealizowany pod postacią MiniProgRockFest w opiniach uczestników jak i muzyków zebrał entuzjastyczne recenzje. Brawo Mikołaju. To tyle o samej organizacji. Myślę, że nie ma się o czym rozpisywać, kiedy wszystko było jak należy. Taka organizacja powinna być normą, a niestety ciągle jest rzadkością. Skupmy się zatem na muzyce, gdyż to ona tego wieczoru była najważniejsza i dla niej licznie przybyliśmy do Legionowa.
Święto muzyki w Legionowie otworzył godzinny występ warszawskiej formacji Archangelica. Zespół zaprezentował się publiczności w nieco odświeżonym składzie – z nowym basistą Marcinem Stasiakiem oraz wokalistą Łukaszem Juszkiewiczem. Na program koncertu złożyły się głównie utwory z rewelacyjnego debiutu fonograficznego, jednak na koniec panowie uchylili rąbka tajemnicy i zaprezentowali fragment z przygotowywanej do wydania swojej nowej płyty pod postacią kompozycji „Voice Behind The Wall Of Silence”. Ach, jeśli cała nowa płyta zespołu Archangelica będzie taka jak tej jeden utwór, to warto poczekać. Odniosłem wrażenie, że więcej w tym utworze było przestrzeni kreowanej przez elektronikę, więcej osobliwej psychodelii kojarzącej mi się z brzmieniem Porcupine Tree z lat 90. Ta kompozycja brzmi obiecująco. Mam mieszane uczucia co do nowego wokalisty, niemniej jednak powinniśmy udzielić mu kredytu zaufania.
Po krótkiej przerwie, podczas której w kuluarach można było odwiedzić stoisko Lynx Music, uciąć pogawędkę ze znajomymi, wymienić poglądy i co najważniejsze spotkać się z muzykami, rozochocona poprzednim występem publiczność gotowa była na kolejną porcję progrocka serwowaną przez gdyńską formację State Urge. Nie wiem, jak opowiedzieć o ich występie. To był tak żywy, pełen emocji koncert, iż trudno go opisać. Panowie ze State Urge są w pełni świadomi swojego olbrzymich możliwości oraz niespotykanego talentu i co najważniejsze – umiejętnie tą wiedzę wykorzystują na scenie. Mają pomysł na siebie i swoją muzykę, charakterystyczny image, potrafią bawić się swoją muzyką. Czuję i widzę, że kontakt z publicznością sprawia im olbrzymią radość. Widać gołym okiem i słychać, że State Urge rosną w siłę. Na program ich występu złożyły się kompozycje z najnowszego krążka „Confrontation” oraz kilka tematów z „White Rock Experience”. Na bis zaś muzycy pokłonili się klasyce i zaprezentowali własną – w pełni autorską – interpretację kompozycji Grzegorza Ciechowskiego i zespołu Republika „Halucynacje”. Wszystkim dokoła staram się wpajać pogląd, ze Republika to jeden z najbardziej progresywnych zespołów w dziejach polskiego rocka. State Urge czuje ten temat doskonale. Ich wykonanie klasyka Republiki dostarczyło mi wielu wzruszeń i wspomnień z odległych już czasów. Jestem pełen podziwu dla klawiszowca State Urge Michała Tarkowskiego. Jest on jak dla mnie architektem brzmień bliskich memu sercu. Jego solo na klawiszach w utworze „More”, który zamykał zasadniczą cześć występu, przenika mnie na wskroś pociągając za najczulsze struny mojej wrażliwości. Jednak State Urge to teatr czterech aktorów grających bardzo spójnie i rzetelnie. Od momentu, kiedy zobaczyłem ich po raz pierwszy, a było to dwa lata temu, widzę, że grupa poczyniła olbrzymie postępy. Brzmienie State Urge jest mi bliskie, gdyż słyszę w nim echa Pink Floyd, Eloy czy elementy muzyki Archive z ich najlepszego okresu. Jest ono mocno nasycone kolorystyką jaką bardzo sobie cenię. Jak najbardziej są to moje własne odczucia i nie zamierzam nikomu narzucać mojego punktu widzenia, a raczej słyszenia, jednak ten Oberheim w zestawie Michała budzi we mnie właśnie takie skojarzenia. State Urge to zdecydowanie zespół koncertowy. Jeśli ktoś z was, drodzy czytelnicy, waha się, czy wybrać się na ich koncert, to z całą stanowczością napiszę, że warto.
Po fenomenalnym występie State Urge nadszedł czas na najbardziej utytułowany zespół pierwszej edycji MiniProgRockFest – Millenium. Czy mogę napisać coś więcej o ich muzyce ponad to, co dotychczas napisałem? W samych superlatywach i zachwytach wypowiadałem się na temat albumów „Puzzle”, „Ego” (wynosząc pod niebiosa fenomenalny mastering winylowy tego krążka) oraz „In Search Of The Perfect Melody”. Od samego początku śledzę poczynania Ryśka Kramarskiego prezentując jego muzykę w przestrzeni radiowej. Do dziś we mnie tkwią żywe wspomnienia z koncertów w krakowskim Teatrze Tęcza w grudniu 2009 roku oraz z występu w 2013 roku w krakowskiej Rotundzie, gdzie zespół wykonał w całości swój album „Vocanda” w odmienionej i lekko przemeblowanej wersji. Siedząc wygodnie w pierwszym rzędzie delektowałem się każdym najdrobniejszym dźwiękiem zagranym przez Millenium. Rozkoszowałem się tak dobrze znaną mi muzyką, którą wielokrotnie odtwarzam sobie prywatnie w domowym zaciszu, a jednak za każdym razem robi ona na mnie niewiarygodnie olbrzymie wrażenie. Sądzę, iż Millenium jest teraz w szczytowej formie. W Legionowie zespół zagrał klasyczny rockowy koncert, na który złożył się przekrojowy materiał obejmujący utwory ze wszystkich płyt. Muzycy Millenium prezentowali poszczególne kompozycje z taką lekkością a zarazem finezyjną precyzją, że niejedna uznana zachodnia gwiazda mogłaby pozazdrościć takiego polotu i obycia scenicznego. Tym bardziej, iż Millenium nie możemy wpisać w poczet stałych bywalców sal koncertujących. Taka sytuacja ma też dobrą stronę, gdyż wraz z każdym pojawieniem się zespołu na scenie emocje sięgają zenitu. Cenię sobie u Millenium to staranne przygotowanie każdego występu, przemyślany dobór materiału, dużą ilość ciekawych smaczków aranżacyjnych nadających dobrze znanym kompozycjom nieco odmienne brzmienie. Niewielu już to potrafi. Ryszard Kramarski wraz z kolegami poważnie traktują słuchacza i doskonale zdają sobie sprawę, że trzeba dać z siebie jak najwięcej. Ten żywiołowy muzyczny spektakl napędzany wachlarzem sił witalnych, jakie wyzwala nadzwyczajna muzyka Millenium, trwał dwie godziny i dwadzieścia pięć minut. Każdy z was, drodzy czytelnicy, ma prywatny rdzeń, wokół którego buduje swój muzyczny świat. W moim intymnym świecie Millenium znaczy bardzo wiele. Przyczynia się do tego wyjątkowe brzmienie oraz charakterystyczne dla tego zespołu poczucie melodii, teksty, z treścią których się utożsamiam. Obok Genesis, Camel, IQ stawiam właśnie Millenium. Każdy kontakt z ich muzyką wykonywaną na żywo sprawia, że zapominam o codziennych problemach. Swobodnie wchodzę w tworzony przez zespół świat i pozostaję w nim na długo. Zauważyłem też, że Millenium z każdym zagranym koncertem coraz śmielej poczyna sobie z własnym materiałem, zmieniając go lekko, a nawet improwizując delikatnie tu i ówdzie. Łukasz Gall Gałęziowski to dla mnie polski wokalista numer 1. Piotr Płonka nie ma sobie równych pośród klimatycznie grających gitarzystów. Krzysztof Wyrwa to klasa sama w sobie. Na marginesie wspomnę tylko, że widziałem go niedawno grającego zupełnie odmienny repertuar, był równie przekonywujący i prawdziwy w tym co grał. O Ryśku to już nawet nie wspominam, gdyż to wirtuoz czarno-białych klawiatur oraz niekwestionowany lider oraz mózg całej tej machiny muzycznej. Za bębnami zasiadł Grzegorz Bauer z Another Pink Floyd. Jak dla mnie to bomba. Brak mi słów, by opisać te dwie i pół godziny koncertowania zespołu. Należy także zauważyć, że panowie mają spore poczucie humoru, wzbogacają zapowiedzi inteligentnym żartem, a przy tym najzwyczajniej w świecie bawią się wraz z publicznością. Był to jeden z najlepszych wieczorów mojego życia.
Do pełnego sukcesu MiniProgRockFest przyczyniło się także znakomite nagłośnienie oraz umiejętne dobrane i ustawione oświetlenie. Właśnie owe fantastyczne światła były dodatkowym czynnikiem podkreślającym piękno muzyki płynącej ze sceny oraz jej nastrój. Ponadto zaplecze gastronomiczne w sąsiedztwie sali, szatnia, miła i fachowa obsługa sprawiają, iż przybyli na festiwal goście czuli się komfortowo.
Na koniec chcę jeszcze raz wywołać do tablicy postać organizatora. Otóż Mikołaj Madejak obdarzony aksamitnym głosem mógłby z powodzeniem prowadzić program radiowy. Z lekkością wcielił się w rolę konferansjera, zapraszając na scenę poszczególnych wykonawców, witając i żegnając publiczność oraz obsypując ją licznymi muzycznymi upominkami. Ciepłe słowo należy także skierować do publiczności. Stworzyła ona serdeczną, pełną ciepła atmosferę, owacyjnie witając każdego z artystów oraz nagradzając gromkimi brawami każdy z koncertów.
Tak prywatnie pragnę podziękować Mikołajowi za znakomitą organizację, troskę o akredytowanych dziennikarzy. Pragnę również zapewnić o swoim nieustannym wsparciu dla idei MiniProgRockFest. Już nie mogę doczekać się kolejnej edycji tej imprezy promującej muzykę progresywną. Na koniec napiszę moje sakramentalne zdanie, którym zwykłem kończyć relacje z tego typu imprez. Kto mógł być a nie był, gdyż jego niepewność i brak zaufania przykuły go do miękkiego fotela ustawionego przed telewizyjnym ekranem LCD – ten trąba i ma czego żałować. Poniżej zamieszczam pełny program MiniProgRockFest.
Archangelica
1. Light Transmission
2. Like A Drug
3. The Journey
4. Midnight Train
5. Cathedral
6. Let Me Stay With The Trees
7. When All Is Gone
8. Voice Behind The Wall Of Silence
Bis:
9. Like A Drug
State Urge
1. Confrontation
2. Revival
3. Liquid Disease
4. Cold As A Lie
5. Time Rush
6. Illusion
7. All I Need
8. Long For You
9. Before The Dawn
10. More
Bis:
11. Halucynacje (Republika)
Millenium
1. Ego
2. Higher Than Me
3. Embryo
4. Demon
5. Circles Of Life
6. In The World Of Fantasy
7. Madman
8. Drunken Angel
9. We Try Again
10. Over & Over
11. Born In 67
12. Visit In Hell
13. Light Your Cigar
14. Wishmaker
15. Prose Of Life
16. Goodbye My Earth
Bis:
17. Road To Infinity

ARB
Marzec, 2015 r.