Bjørn Riis – Lullabies In A Car Crash

Nadeszła najbardziej ponura pora roku. Krótkie i szare dni, noce tak długie i ciemne, że odnieść można wrażenie, iż na zawsze przygniotły świat mglistą pięścią mroku. Są jednak uniwersalne sposoby, by ten stan jesiennego otępienia stał się mniej dokuczliwy. Prócz gorącej herbaty z kropelką lata w postaci soku owocowego jest jak zawsze w takich momentach niezawodna muzyka. Wprowadza ona w nasze życie niezwykłą harmonię, wycisza emocje, łagodzi wszelkie stany napięcia. Leży właśnie przede mną płyta będąca idealną propozycją na mgliste i długie jesienne i zimowe wieczory oraz wszystkie te niechciane stany ducha. Album emanuje brzmieniem zapraszającym do tego, by usiąść wygodnie w głębokim fotelu i otulić się dźwiękami jak ciepłym wełnianym swetrem. Autorem owej muzyki jest Bjørn Riis, gitarzysta niezwykle cenionej w wielu kręgach norweskiej grupy Airbag, który debiutuje jako samodzielny artysta, wydając solowy album pod własnym nazwiskiem.
Płyta „Lullabies In A Car Crash” nie jest przełomowym dziełem nakreślającym nowy muzyczny horyzont. Nie jest to żadna stylistyczna ani brzmieniowa rewolta, ani tym bardziej prowokacja mająca na celu wywrócenie panującego porządku do góry nogami. Krążek „Lullabies In A Car Crash” to nieco ponad 51 minut rzetelnie zagranej muzyki utrzymanej w klimacie Airbag. Jest to solidna dawka wysublimowanego, delikatnego oraz starannie wyważonego brzmienia na najwyższym poziomie. Jeśli prawdą jest to, co pisał na stronie internetowej Airbag Bjørn Riis, iż na zawartość tej płyty złożyły się kompozycje odrzucone przez zespół, to życzę wielu wykonawcom takich odłożonych do schowka kompozycji. Bjørn Riis nagrał muzykę, nad której znaczeniem nie ma co dyskutować, gdyż należy najzwyczajniej zagłębić się w nią. A piękno, jakie ona niesie ze sobą, jest wyczuwalne bez większego wysiłku.
Sporo na tym albumie gitar wszelakich, począwszy od brzmień akustycznych, gęstych riffów i długich solówek wywodzących się wprost ze szkoły Davida Gilmoura. W zasadzie to one kreują dźwiękowy wizerunek albumu. To pełne pastelowych gitar brzmienie płyty zostało zanurzone w harmonijne i niebywale delikatne tło kreowane przez analogowe instrumenty klawiszowe. Pojawiające się tu i ówdzie loopy, zwłaszcza w kompozycji „Stay Calm”, uwypuklają nieco mroczny charakter tych utworów. Całość brzmi niezwykle delikatnie. Pełno tu echa, tła, przestrzeni, ale także mroku oraz wyraźnie wyczuwalnego niepokoju ze sporą nutą melancholii. Słuchając tak emocjonalnie zaangażowanej muzyki odczuwam na całym ciele mrowienie przeplatane z objawami lęku, które sygnalizuje niepokojące kłucie w okolicach brzucha. Takie same uczucia towarzyszą mi zawsze, gdy sięgam po albumy Airbag. Z ogromną satysfakcją przyjmuję fakt, iż Bjørn Riis debiutuje na swojej płycie w roli wokalisty, dysponuje on bowiem aksamitnym, delikatnym głosem, doskonale wtapiającym się idealne w brzmienie albumu. W zespole swoje wokalne możliwości uwalnia jedynie w chórkach.
Album „Lullabies In A Car Crash” to bardzo osobista płyta Bjørna. W tekstach porusza on istotne tematy, które nurtują wielu z nas. Samotność, odrzucenie, utrata bliskich nam osób, brak zrozumienia oraz stająca się nie do zniesienia egzystencja w świecie pełnym nienawiści i wrogości do tego co odmienne – to tematy, z jakimi mierzy się Bjørn Riis. Taka tematyka nie jest obojętna żadnej wrażliwej istocie. Z wieloma zagadnieniami poruszanymi przez Bjørna możemy się utożsamić. Jego muzyka bardzo mocno podkreśla znaczenie tych tekstów.
W nagraniach debiutanckiego krążka Bjørnowi pomagali koledzy z jego macierzystej jednostki, a mianowicie Henrik Fossum grający na perkusji oraz Asle Tostrup, który obsługiwał loopy, jest również odpowiedzialny za efekty dźwiękowe. Produkcją materiału zajął się wieloletni współpracownik zespołu Airbag Vegard Sleipnes, który pomógł Bjørnowi wyszlifować na błysk to arcydzieło. Płyta „Lullabies In A Car Crash” to bardzo osobiste artystyczne wyznanie Bjørna Riisa. Słuchając tej muzyki myślą biegnę do niedawno wydanego albumu Jerzego Antczaka „Ego Georgius”. Jestem przekonany, że obydwu panom chodzi o to samo. Zarówno Jerzy jak i Bjørn najzwyczajniej w świecie chcą sobie pograć, wypowiedzieć się językiem muzyki, bez zbędnej ideologii czy też gatunkowego zaszufladkowania. A że w obu tych przypadkach ikona Pink Floyd ukształtowała ich jestestwo muzyczne, słychać to w każdej nucie obydwu tych płyt i nie jest to – przynajmniej dla mnie – minusem dla ich muzyki.
Trudno wyróżnić jakąkolwiek kompozycję z płyty Bjørna, ponieważ materiał ten należy traktować jako całość. Jednak po głębszym wsłuchaniu się, finał tego krążka pozostaje na długo w pamięci. Myślę tu o kompozycjach: „The Chase” oraz „Lullaby In A Car Crash”, a także wspomniana już kompozycja „Stay Calm” Te wyróżnione utwory przywodzą mi na myśl album „All Rights Removed”. Czasem linie melodyczne tych kompozycji, potęgowany nastrój oraz natężenie brzmienia są zbieżne z kompozycjami z tamtego albumu, jednak nie przeszkadza mi to w zasłuchiwaniu się w tę muzykę. W internecie na anglojęzycznych stronach widzę wpisy pełne zachwytu nad debiutem Bjørna, pod którymi mógłbym podpisać się z całkowitą odpowiedzialnością za słowa. Zapewne znajdzie się grupa rodaków wytykających tej muzyce wtórność, powtarzalność oraz przewidywalność. Pozostaję obojętny na te uwagi i nawet nie przyjmę zaproszenia do dyskusji. Dla mnie prywatnie to bardzo wartościowy album, pełen po brzegi pięknej muzyki. Gdyby każdy artysta potrafił tak wyrazić swoje emocje za pomocą muzyki jak Bjørn Riis, to świat byłby lepszy.
Na koniec dodam, iż płytę „Lullabies In A Car Crash” wydała norweska oficyna Karisma. Firma ta nie posiada wybitnie obfitującego w tytuły katalogu, ale za to znajdziemy tam samo muzyczne dobro pod postacią albumów Airbag, Fatal Fusion, Brimstone, D’accorD, jak również ten solowy album Bjørna Riisa. Karisma pomyślała też o takich starych i niereformowalnych słuchaczach jak ja i proponuje „Lullabies In A Car Crash” na dwóch 180-gramowych krążkach analogowych. Cóż to będzie za rozkosz – prawda?

ARB
Listopad, 2014 r.