Anekdoten – Until All The Ghosts Are Gone

Istnieją takie zespoły, których aktywność fonograficzna na przestrzeni lat jest bardzo mała, wręcz śladowa, natomiast jakość artystyczna publikowanego materiału jest najwyższej próby. W przypadku zespołu Anekdoten ta stworzona na podstawie wieloletniej obserwacji środowiska muzycznego teoria ma swoje uzasadnienie. Długo wypatrywana, oczekiwana z utęsknieniem, wyśniona nowa płyta zespołu wreszcie została pokazana gronu zagorzałych odbiorców twórczości Anekdoten. Czas oczekiwania na ten nowy album przypomina mi trochę mitologiczną wyprawę Argonautów po złote runo. Po wydaniu albumu „A Time Of Day” w 2007 roku i trasie koncertowej promującej to wydawnictwo nastała długa i głęboka cisza, przerywana czasem jakimiś mglistymi komunikatami informującymi zwolenników zespołu o tym, iż zespół zamknął się w studio i tworzy albo że prace nad nowym albumem posuwają się do przodu. Raz po raz tylko Nicklas Barker przesyłał pocztówki dźwiękowe w postaci albumów formacji My Brother The Wind. W 2011 roku Nicklas Barker zadebiutował jako kompozytor muzyki filmowej, nagrywając bardzo udany i niezwykle interesujący album „El Ultimo Fin De Semana”, będący wyjątkową ścieżką dźwiękową do mrocznego obrazu hiszpańskiego reżysera Norberto Ramosa Del Vala. Na marginesie dodam, że Nicklas Barker jest zdeklarowanym wielbicielem klasycznych horrorów oraz niszowego kina grozy. Chwilę wcześniej, bo w 2009 roku, Anekdoten pokazali się w szatach wytwórni Kscope, wydając pod jej banderą podwójny retrospektywny album „Chapters”, powodując tym samym lekkie zamieszanie oraz mnóstwo spekulacji na temat ewentualnej zmiany wytwórni. A poza tym – cisza. Wyprawa po nową muzykę w obszary tak nasycone dźwiękami, że aż trudno to pojąć, ciągle trwa. Wędrówka bezdrożami muzyki w poszukiwaniu natchnienia zdaje się już nie mieć końca. Aż niespodziewanie po ośmiu latach wędrowcy powracają zwycięsko z wyprawy po muzyczne złote runo. Nowa, zaledwie szósta studyjna płyta Anekdoten „Until All The Ghosts Are Gone” sowicie wynagrodziła te lata niepewności i ciągłego oczekiwania.
Okładka płyty wyraźnie wskazuje na jej mroczną, pełną tajemnic treść. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Z tekstów zespołu nadal wypływa wszechogarniająca melancholia, refleksja nad przemijaniem oraz niedający się określić bardzo osobliwy w swojej postaci smutek – z wolna, lecz skutecznie sączący się do świadomości słuchacza. Treścią płyt Anekdoten nigdy nie były sprawy miałkie, przyziemne. Na każdej płycie, także na tym nowym genialnym albumie, zespół porusza tematy ocierające się o śmierć, dotykające jakiejś nienamacalnej straty wynikającej z przejścia między ziemskim jestestwem a wieczną egzystencją duchów. Ta literacka warstwa twórczości Anekdoten jest mi bardzo bliska. Nie inaczej jest ze sferą muzyczną. Na szczęście – przynajmniej dla mnie – muzycy z Anekdoten nie dokonali żadnej poważnej rewolucji w sposobie muzycznej narracji, co w ich przypadku świadczy jedynie o ogromnej konsekwencji w tworzeniu własnego wyrazistego brzmienia oraz olbrzymiej odporności na ulotne trendy i mody zazwyczaj chwilowo obowiązujące w muzyce. W tym miejscu pragnę podkreślić, iż należałoby stanowczo zerwać z ciągłym stawianiem Anekdoten w cieniu King Crimson oraz porównywaniem tych dwóch odrębnych i znacznie różniących się bytów muzycznych. W żaden sposób nie chcę umniejszyć zasług, jakie Karmazynowy Monarcha odniósł na przestrzeni lat w kwestii kształtowania wrażliwości wielu muzyków, w tym członków Anekdoten. Jednak na karmazynowym kamieniu węgielnym muzycy z Anekdoten zbudowali odrębny, a przede wszystkim własny świat. Mimo pewnej stałej, jaką udało się zespołowi osiągnąć na przestrzeni lat, ich charakterystyczne, wypracowane przez lata brzmienie podlegało jednak niewielkiej ewolucji. Te drobne przemiany wpływające na charakter brzmienia zespołu wpłynęły jedynie korzystnie na ogólne postrzeganie Anekdoten. Właśnie w taki żmudny sposób, okupiony wytężoną pracą nad sobą, tworzy się na długie lata własny wizerunek.
Album „Until All The Ghosts Are Gone” otwiera dziesięciominutowa, niezwykle dynamiczna kompozycja „Shooting Star”, a wraz z nią pojawia się pewnego rodzaju nowość pod postacią gości zaproszonych przez zespół do realizacji albumu. Na pierwszy ogień wychodzą Per Wiberg – organy Hammonda z Opeth oraz gitarzysta Marty Wilson-Piper z The Church oraz All About Eve, którzy zaraz na starcie wdają się w organowo-gitarowy pojedynek niczym bohaterowie filmu płaszcza i szpady. Takich błyskotliwych, muzycznych pojedynków raczej nie pamiętam z historii Anekdoten. Zespół kojarzony jest z wszechobecnym brzmieniem melotronu, a tu klasyczne brzmienie organów Hammonda. Po takim dość dynamicznym otwarciu następuje ponad siedmiominutowy utwór „Get Out Alive” i odnosimy wrażenie, iż lądujemy w samym sercu melotronowego oceanu tęsknoty. Ciśnie się na usta banalne stwierdzenie – stare, poczciwe i ciągle dobre Anekdoten. Oto przed nami rozprzestrzenia się bezkresna, oświetlona pełnią księżyca kraina pokryta po horyzont nietopniejąca śnieżna kołdrą, której nawet sokolim okiem nie zmierzysz. Pełne melancholii, harmonijnie brzmiące głosy Nicklasa Barkera i Jana Erika Liljeströma przeszywają słuchacza na wskroś. Wyczarowany za pomocą melotronu, gęstych gitar oraz przepełnionego smutkiem wokalu klimat wciąga słuchacza, zapraszając do intensywnego przeżywania rozpostartych przed nami fantastycznych wizji. W utworze „If It All Comes Down To You” pojawia się trzeci z gości – Theo Travis znany ze współpracy ze Stevenem Wilsonem oraz wspomnianym już wcześniej King Crimson. Swoją hipnotyzującą grą na flecie nadaje brzmieniu Anekdoten niepowtarzalnego kolorytu. „Writing On The Wall” to dla mnie magnum opus tego albumu. Jest to kompozycja bardzo wciągająca oraz zapadająca na długo w pamięć. To taki obraz Anekdoten, jaki najbardziej sobie cenię: melancholijny, lekko senny, chłodny, a jednocześnie bardzo niepokojący i zagadkowy. Uporczywa i nieco transowa sekcja rytmiczna nie pozwala jednak słuchaczowi całkowicie odpłynąć. Pulsujący rytm w utworach Anekdoten nie pozwala słuchaczowi zatracić się do końca w melotronowych odmętach. Utwór tytułowy „Until All The Ghosts Are Gone” sprawia wrażenie najbardziej akustycznej kompozycji na całej płycie. Jej przestrzeń wydatnie poszerza ujmujące i bardzo zmysłowe oraz delikatne brzmienie fletu Theo Travisa. Instrumentalna kompozycja „Our Days Are Numbered” stanowi godne zakończenie tego wyjątkowego albumu. Po raz kolejny uszlachetnia brzmienie Anekdoten swoją grą Theo Travis, tym razem na saksofonie. Utwór charakteryzuje niesamowita ściana dźwięku, która w pewnym momencie wycisza się, by następnie wtargnąć w uszy słuchacza ze zwiększona mocą.
Album „Until All The Ghosts Are Gone” jest dziełem zaiste doskonałym bez żadnych, choćby najmniejszych braków. Nie ma na nim ani jednej niepotrzebnej nuty, żadnego fałszywego dźwięku. Trzyma słuchacza w napięciu od jego początku aż po końcowe nuty. Myślę, że jej czas trwania tak typowy dla klasycznych, analogowych wydawnictw z lat 70. jest idealny. Pozwala słuchaczowi na śledzenie z zainteresowaniem i ogromnym skupieniem każdej sekundy nagranej muzyki bez obawy o jakiekolwiek znudzenie. Zespół w żaden sposób nie obciąża słuchacza nadmiarem niepotrzebnego materiału. W wielu przypadkach tak niestety jest, że po długiej nieobecności dostajemy od zespołu mnóstwo pustych kalorii, a tylko odrobinę pełnowartościowej duchowej strawy. Słuchając nowej muzyki Anekdoten ciśnie się w myślach porównanie do ubiegłorocznego, również długo oczekiwanego albumu IQ „The Road Of Bones”. Obydwa te dzieła bez cienia wątpliwości określić można mianem pełnego artystycznego spełnienia. Anekdoten nie zawiedli w żaden sposób, mimo że kazali tak długo czekać na tę płytę. Było warto. Cierpliwość została wynagrodzona. Wychowany jestem na progresywnym roku wywodzącym się z psychodelii oraz muzyki będącej fuzją jazzu i rocka. Bardziej przemawia do mnie zawarta w muzyce liryka niż uczniowskie popisy sprawnościowe będące jedynie męczeniem instrumentów. Stąd bliższa jest mi filozofia IQ czy Anekdoten niż nużący, słodki i pusty w środku jak beza artrock firmowany nazwiskiem Clive’a Nolana.
Oprócz wymienionych wyżej zacnych gości, za niewątpliwy artystyczny sukces odpowiedzialni są: Nicklas Barker – gitary, melotron, dodatkowe instrumenty klawiszowe oraz śpiew, Anna Sofi Dahlberg – melotron, instrumenty klawiszowe, wiolonczela oraz śpiew w chórkach, Jan Erik Liljeström – gitara basowa i śpiew, Peter Nordins – perkusja i instrumenty perkusyjne. Płyta ukazała się nakładem należącej do zespołu wytwórni Virta we wszystkich możliwych formatach: winyl, pliki mp3, pliki o wyżyłowanych parametrach, w których upatruję przyszłość oraz odchodzącym na szczęście w niebyt formacie CD. Ja oczywiście wysupłałem ostatnie pieniądze, by zakupić nową muzykę Anekdoten na najtrwalszym z możliwych nośników, jakim jest bez wątpienia płyta winylowa. Pragnę zwrócić waszą uwagę, drodzy czytelnicy, na bardzo staranne wydanie tego krążka. Okładka wykonana z wysokiej jakości papieru, doskonała poligrafia, czytelnie wydrukowane teksty i opis dotyczący zawartości płyty oraz zdjęcia. Wiem, że najważniejsza jest w tym wszystkim muzyka, ale jestem pełen przeświadczenia, iż ta muzyka podana w odpowiedniej oprawie ujawnia o wiele większą moc.
Po tak długim okresie oczekiwania na nową płytę przyszedł czas na sprawdzenie koncertowej formy zespołu. Będzie ku temu kilka sposobności. Osobiście polecam Anekdoten na żywo. Jest to zespół grający z ogromnym zapałem i zaangażowaniem, oddający się bez reszty swojej pasji. Warto nadmienić, iż członkowie zespołu są fantastycznymi ludźmi obdarowanymi inteligentnym poczuciem humoru. Są dobrze zorganizowani i chętni do wszelakiej współpracy w dziedzinie muzyki. Dane nam było się poznać i współpracować przy organizacji koncertu w moim rodzinnym mieście w październiku 2003 roku. Był to niezapomniany wieczór, który wspominany jest w rozmowach z fanami zespołu po dzień dzisiejszy. Mam nadzieję, że Anekdoten nie każą aż tak długo czekać na następną płytę, że kolejne wyprawy po mityczne złote runo zaklęte pod postacią dźwięków będą krótsze. A jeśli nawet zespół zapuści się w tak odległe rejony, że powrót z nich nie będzie łatwy, to materiał z albumu „Until All The Ghosts Are Gone” niesie ze sobą tak olbrzymi ładunek emocjonalny, iż starczy na długie lata. Jeszcze nigdy w historii mojego opisywania muzycznych emocji nie miałem okazji pisać o albumach Anekdoten. Wreszcie nadszedł ten czas, a wyrażanie swojego entuzjazmu z powodu ich najnowszej, tak długo oczekiwanej muzyki przyniosło mi samą radość. Polecam tę płytę z całego serca.

ARB
Kwiecień, 2015 r.